Żywnościowa teoria chaosu. Czy wracamy do czasów gospodarki niedoboru?

Żywnościowa teoria chaosu. Czy wracamy do czasów gospodarki niedoboru?

Weszliśmy w nową fazę kryzysu. Zagrożenie wydaje się coraz poważniejsze, a szansa na przełamanie coraz mniejsza. Zaledwie miesiąc po niedoborach cukru na półkach sklepowych oraz potężnym wzroście ceny tego produktu, pojawiło się kolejne zagrożenie – dla rynku spożywczego jako całości obejmujące już nie tylko cukier, ale i szereg podstawowych kategorii, w tym takie jak napoje gazowane, mięso czy nabiał.

Problemy z dostępnością CO2 zwiastunem kolejnego kryzysu?

Ograniczenie produkcji przez największe zakłady wytwarzające nawozy azotowe dla rolnictwa spowodowało nieoczekiwany niedobór dwutlenku węgla oraz azotu, nieodzownych w wielu dziedzinach produkcji żywności od napojów gazowanych poczynając, poprzez produkcję mięsa i jego przetworów, zaś na mleku, serach i śmietanie kończąc.

Gdy piszę te słowa sytuacja ma charakter "rozwojowy" i być może nie przyniesie ze sobą tak dramatycznych konsekwencji jak je opisują sami producenci. Z końcem sierpnia produkcję nawozów azotowych wznowiła spółka Anwil. W podobnym czasie o realizacji dostaw CO2 do swoich dotychczasowych klientów informowała Grupa Azoty. Mimo wszystko należy jednak liczyć się z bardzo trudnym czasem.

Gospodarka niedoboru realnym scenariuszem?

Doświadczenie ostatnich lat wskazuje bowiem, że jeżeli istnieje najgorszy scenariusz, to w obecnych czasach możliwości jego spełnienia się są wysoce prawdopodobne. A w warunkach dosyć nerwowych reakcji samych konsumentów możemy się liczyć z tym, że pewnych produktów na półkach sklepowych może nieoczekiwanie zabraknąć, tak jak to było z cukrem.

Nie jest więc wykluczone, że powoli wracamy do czasów gospodarki niedoboru, która, jak się jeszcze niedawno wydawało, odeszła do lamusa nieodwracalnie. Gospodarki, której młodsze pokolenia nie pamiętają, a nawet nie są w stanie sobie jej wyobrazić. Czyli sytuacji, w której handel ma charakter pozorny, nie ma bowiem dostępu do towaru, który mógłby być przedmiotem jego obrotu. Konsumenci zaś nie tyle kupują, co "zdobywają" nieodzowne im do życia produkty.

Chaos decyzyjny

Należy oczywiście liczyć na to, że obawy producentów związane z niedoborem dwutlenku węgla oraz azotu nie spełnią się, a klienci sklepów zachowają spokój i nie rzucą się na półki sklepowe wykupować wszystko "na zapas". Potrzebne producentom gazy można przecież kupić także poza granicami kraju i utrzymać produkcję i dostawy na potrzebnym wszystkim poziomie. Nasuwa się jednak w związku z powstałą sytuacją autentycznego zagrożenia dla stabilności rynku pytanie: jak mogło dojść do tak kuriozalnej, bo inaczej nie można jej nazwać, sytuacji? Czy nikt nie był w stanie przewidzieć konsekwencji decyzji podejmowanych w pozornie odległych od gospodarki żywnościowej dziedzinach?

Odpowiedź można znaleźć przyglądając się całej sekwencji wydarzeń, z jakimi mamy do czynienia w ostatnich latach. Najpierw była pandemia, potem wybuchła wojna w Ukrainie, drożeć zaczęły nośniki energii, zaś ceny większości produktów wystrzeliły w górę, a inflacja sięgnęła ponad 16%.

Możemy oczywiście dywagować, co było na początku, co jest konsekwencją czego, jakich negatywowych procesów gospodarczych można było uniknąć, to jednak do niczego konstruktywnego nie prowadzi. Wiadomo natomiast jedno: znacząca cześć decyzji podejmowanych przez rządzących ma charakter chaotyczny i nieprzemyślany oraz nie przewidujący ich efektów. Poczynając od tezy o zakończeniu pandemii, poprzez zapewnienia o braku zagrożenia wysoką inflacją, zaś na ignorowaniu sytuacji na Odrze oraz wierze, że wszystkiemu winni są "oni" z Unią Europejską, Niemcami i Tuskiem kończąc. 

Tym szalonym tezom towarzyszy jedna „recepta” na wszystko: dorzucić gospodarce i ludziom więcej pieniędzy, a problemy i negatywne procesy ekonomiczne uda się rozwiązać, lub je wyhamować. A przecież takie pomysły oznaczają prostą drogę do pogłębienia się tych tendencji oraz wejście w stan naprawdę poważnego kryzysu ekonomicznego.

Handel sobie poradzi

A jak ów chaos decyzyjny może się odbić na funkcjonowaniu handlu? To oczywiście dopiero zobaczymy i to z pewnością już niedługo. Szczęściem w całym tym ekonomicznym bałaganie jest fakt, iż w odróżnieniu od wielu innych dziedzin gospodarki handel produktami spożywczymi, zarówno detaliczny, jak i hurtowy, jest właściwie w pełni prywatny i niekontrolowany przez państwo, czyli rządzących.

Już kilkakrotnie w minionych 30 latach udało mu się przetrwać najdziwniejsze pomysły wdrażane w życie przez władze państwowe, czy samorządowe. W tym kontekście należy liczyć na to, że i tym razem detaliści i hurtownicy jakoś sobie poradzą, chociaż przyznać trzeba, że tak poważnego zagrożenia dla funkcjonowania obrotu produktami spożywczymi jeszcze nie było.

Powszechnie wiadomo zaś, że sytuacje kryzysowe wyzwalają w ludziach nieznane wydawało się dotychczas zdolności, dzięki czemu wierzyć należy, że i tym razem handlowi uda się pokonać piętrzące się przed nim trudności. Konsumenci zaś nie spotkają się w sklepach z pustymi półkami i portfelem pełnym pieniędzy, za które nie ma co kupić.

Złą wiadomością dla nas wszystkich może być natomiast to, że nie widać nikogo, kto miałby wiarygodny pomysł na odwrócenie, a przynajmniej wyhamowanie obecnych tendencji gospodarczych. Chociaż warto podkreślać, że w naszych warunkach znalezienie kogoś, kto potrafiłby przynajmniej powstrzymać pogarszanie się sytuacji, może się okazać sporym sukcesem.


Foto: wiadomoscispozywcze.pl

Reklama