Wchodzimy w spiralę inflacyjną i nie ma co liczyć na szybką zmianę

Wchodzimy w spiralę inflacyjną i nie ma co liczyć na szybką zmianę

O tym, że tegoroczny okres przedświąteczny może się okazać dla handlu jednym z najtrudniejszych w okresie ostatnich 20 lat nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Skala inflacji okazuje się o wiele większa niż to przewidywał Bank Centralny, a przede wszystkim jego prezes, który przecież ignorował przez wiele miesięcy zagrożenie inflacyjne.

Prezes Banku Centralnego twierdził wręcz, wbrew ocenom większości ekonomistów, że wzrost cen ma charakter przejściowy i już na przełomie roku, a na pewno w styczniu, świetnie prosperująca polska gospodarka odnotuje nareszcie zmianę tendencji w tym zakresie. Jednak wyniki listopadowe i zapowiedzi grudniowej inflacji dowodzą, że wchodzimy w spiralę inflacyjną i nie ma co liczyć na szybką zmianę. Co to zaś będzie oznaczać dla firm handlowych, przede wszystkim tych, które zajmują się sprzedażą dóbr szybko zbywalnych? Z pewnością nic dobrego.

Wielu detalistów sądzi, że inflacja zaowocuje także wzrostem obrotów w ich sklepach, gdyż przy niskich stopach procentowych klienci, uciekając przed wzrostem cen, zaczną rezygnować z oszczędności i wydadzą posiadane środki. Być może tak, jednak trzeba pamiętać, że tego typu reakcje wiążą się raczej z zakupem produktów o charakterze trwałym, takich jak AGD czy elektronika, a nie z produktami żywnościowymi. W tej dziedzinie bowiem należy się liczyć raczej z ograniczaniem zakupów, co oznacza, że spora część konsumentów o wiele oszczędniej będzie podchodzić do tegorocznych świąt. Tym bardziej, że wzrost cen jak dotąd najbardziej dotyka, poza nośnikami energii, właśnie produkty żywnościowe.

Jakie będą wyglądały tegoroczne święta?

Wbrew pozorom rezygnacja przez konsumentów z oszczędności nie będzie oznaczać jeszcze, że nie zmaleją ich możliwości nabywcze w kwestii produktów FMCG. Święta mogą się w tym roku okazać o wiele skromniejsze niż nas przyzwyczaiły minione lata. A to dla sklepów spożywczych może się okazać niezmiernie dotkliwe. Tym bardziej w warunkach narastającej ponownie pandemii, podczas której korzystanie z placówek handlowych może być ograniczone. I to nie ze względu na decyzje o charakterze administracyjnym, a zwykły strach przed zakażeniem. Pandemia może także zdecydować o tym, że spotkania rodzinne odbywać się będą w mniejszym niż w latach ubiegłych gronie, co tym bardziej wpłynie na skalę dokonywanych przez konsumentów zakupów.

Tak więc przed handlem, a właściwie całą gospodarką, bardzo trudny czas. Takie momenty w życiu ekonomicznym się zdarzają i jak dotąd firmy nieźle sobie z kłopotami radziły. Tym razem jest o tyle gorzej, że trudno dostrzec światełko w tym tunelu. Należy być jednak optymistą i liczyć przynajmniej na to, że III – IV kwartału przyszłego roku przynajmniej inflacja przestanie gnębić firmy i konsumentów.

Reklama