O przejęciu CEDC International, ostatnim wzroście kosztów produkcji i tym samym – marż, o opłacie cukrowej i jej wpływie na sprzedaż oraz o zwyczajach zakupowych Polaków w trakcie pandemii opowiada Krzysztof Pawiński, Prezes Zarządu Grupy Maspex. Rozmowę przeprowadzili Tomasz Pańczyk, Prezes Fischer Trading Group oraz Michał Siwek, Dyrektor Departamentu International Food & Agri Hub BNP PARIBAS.
Panie Prezesie, na wstępie – wielkie gratulacje! Czy skomentowałby Pan w kilku słowach największe do tej pory przejęcie w waszej historii?
Podpisaliśmy warunkową umowę z Roust Corporation na zakup jej spółki zależnej (CEDC), która prowadzi działalność grupy Roust w Polsce. To będzie nasze 20 przejęcie, dzięki któremu podwoimy nasze przychody przekraczając poziom 11 mld zł. Czekamy na zgodę UOKIK, wniosek złożyliśmy. Spółka CEDC to lider na rynku wódki z udziałem powyżej 42% (ilościowo) i największy importer zagranicznych alkoholi w Polsce. Wzbogaci naszą ofertę o kolejne marki w tym Żubrówkę i Soplicę. Wybierając cel akwizycyjny zawsze patrzymy na to, jak asortyment jest dopasowany do naszych kanałów sprzedaży. Chodzi o to, by efektywniej współpracować z naszymi partnerami handlowymi i mieć większą skalę biznesu w sklepach, co pozwala na lepszy serwis na półkach. Długo czekaliśmy, ale zawsze mocno wierzyliśmy, że kiedyś uda nam się zrealizować przejęcie, które w sposób skokowy zwiększy skalę naszego biznesu.
Ta transakcja robi jeszcze większe wrażenie jeśli wziąć pod uwagę, jak wiele innych, bieżących wyzwań rynkowych jest w sektorze. Przykładowo, koszty przedsiębiorstw działających w sektorze spożywczym w ostatnich miesiącach szybują. Coraz więcej kosztują energia, paliwa, praca, opakowania, fracht oraz surowce rolne. Czy po stronie firm istnieje jakakolwiek możliwość utrzymania marż bez podnoszenia cen?
Z punktu widzenia rozgrzania inflacyjnego wszystkich składników wpływających na proces tworzenia produktu – to nie pierwsza taka sytuacja, niejednokrotnie w przeszłości już przez nią przechodziliśmy. Natomiast obecnie nie ma ani jednego środka produkcji, który w tym roku by potaniał. Podrożały surowce, opakowania, transport, energia itd. To się musiało niestety przełożyć na falę podwyżek. Pierwsze wprowadziliśmy na początku października. Dwa miesiące temu byłem przekonany, że to będzie już finalny ruch, który wystarczy na dłuższy czas. Dziś sądzę, że obsłuży on wzrost kosztów tylko do końca roku. Prawdopodobnie początek 2022 r. w całej branży wymusi ponowną kalkulację kosztów i urealnienie cen.
Podwyżka cen jest dla nas zawsze decyzją ostateczną, bardzo trudną, ale konieczną. Nie jest to dobra sytuacja dla żadnej ze stron – ani dla nas, ani dla naszych partnerów handlowych, ani dla konsumentów, dlatego podejmujemy ją tylko i wyłącznie w sytuacji, w której nie mamy innego wyjścia.
A co z dostępnością surowców i innych składników niezbędnych do produkcji? Łańcuchy dostaw bardzo się napięły w okresie pandemii.
Wyzwaniem sektora spożywczego są również ograniczenia w dostępności surowców i półproduktów. Wydłużyły się czasy dostaw. To jest związane z kosztami i podnoszeniem zapasów do poziomu bezpieczeństwa. O ile wzrostem kosztów wytworzenia nie da się zarządzić, o tyle ryzykiem związanym z ciągłością łańcucha dostaw, dobrze prowadzone firmy mogą sobie już poradzić. To jest kwestia warsztatu menedżerskiego.
Rosną koszty, ale sektor spożywczy ma też specyficzne obciążenia podatkowe. Minęło już dobrych kilka miesięcy od wprowadzenia opłaty cukrowej. Czy soki są beneficjentem tego podatku? Jak Pan ocenia skutki wprowadzenia opłaty? Czy rzeczywiście wypełniła ona założenia decydentów o ograniczeniu konsumpcji napojów słodzonych czy tzw. „energy drinków”?
Pamiętamy były dwa cele tej regulacji. Pierwszy z nich, mocno nagłośniony - to cel prozdrowotny, drugi przemilczany to cel fiskalny. W obszarze prozdrowotnym, mimo że regulacja dotyczy niewielkiej ilości spożywanego cukru, cele zostały osiągnięte. Dlaczego? Ponieważ firmy wykonały poważną pracę związaną z reformulacją receptur - producenci je przejrzeli i gdzie było to możliwe, ograniczyli zawartość dodanego cukru. Też tak zrobiliśmy. Różnica dla produktu jest niezauważalna, jeżeli chodzi o smak, a z punktu widzenia obciążeń fiskalnych – jest duża. Jeżeli chodzi o spektrum produktów – soki nie zawierają dodatku cukru, więc obciążenie się nie pojawia. Natomiast dla nektarów i napojów już tak.
Czy na wzrost kosztów i obciążenia regulacyjne nakładają się wyzwania związane z post-pandemicznymi zmianami w oczekiwaniach lub zwyczajach zakupowych konsumentów? Biorąc pod uwagę całe portfolio Grupy Maspex, w których kategoriach wzorce konsumpcyjne zmieniły się najmocniej?
Sprzedaż w część sokowo-napojowej, a także we wszystkich kategoriach związanych z mobilnością – produktów w małych opakowaniach, on-the-go – zdecydowanie spadła. Wpływ na to miało zamknięcie szkół, przedszkoli itd. i spędzanie czasu głównie w domach. Oczywiście to nie znaczy, że konsumenci przestali pić swoje ulubione napoje, dalej je kupowali, ale w dużych, rodzinnych 2-litrowych opakowaniach. Z drugiej strony w segmencie makaronów mieliśmy do czynienia z bardzo wzmożonymi, wręcz panicznymi zakupami. Postawiliśmy sobie cel aby utrzymać ciągłość produkcji i sprzedaży, a co za tym idzie ograniczyliśmy ofertę asortymentową Lubelli do kilku kształtów. Ta zmiana, przy jednoczesnym zwiększeniu wydajności naszych linii produkcyjnych, pozwoliła nam zwiększyć wolumen i nie dopuścić do tego, aby zabrakło makaronu na rynku. Był to kompromis wymuszony gwałtownym skokiem popytu. Zostało to bardzo dobrze przyjęte przez nasze otoczenie handlowe, wszyscy to rozumieli i nikt z tym nie dyskutował. Co ważne, tendencja wzrostowa sprzedaży się utrzymała. Wygląda na to, że wiele osób wypróbowało samodzielne przygotowanie dań na bazie makaronu i to z nimi zostało. To dobra zmiana.
Zaobserwowaliśmy renesans żywności przetworzonej, produktów trwałych. Konsumenci zaczęli dostrzegać, że dobry produkt zostawiony w spiżarni, czy kuchennej szafce pozwala na przygotowanie się do sytuacji niezaplanowanych. Oczywiście dużą rolę odgrywał aspekt „sanitarny”, że jest to żywność zapakowana, trwała, która spełnia wszystkie normy bezpieczeństwa – w przeciwieństwie do produktów świeżych. Czy ten trend pozostanie, nie wiem.
Konsument dzisiaj na pewno jest bardziej świadomy – mocniej zaznaczyło się to w pandemii i spowodowało, że zaczęto czytać etykiety. Rozkwitł trend clean label – czyli czystej, klarownej i krótkiej listy składników. Dobrze przyjmowane były i są koncepty niosące ze sobą pewną funkcję prozdrowotną i odpornościową – z dodatkiem witamin i innych składników wspomagających prawidłowe funkcjonowanie organizmu.
Pozostałe części tej rozmowy:
- "Innowacyjność w branży spożywczej to nie tylko nowe produkty"
- "Projekt ustawy Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta – to rewolucja"