Jak produkowało się lody w czasach PRL-u? Rozmowa ze Zbigniewem Grycanem

Jak produkowało się lody w&nbspczasach PRL-u? Rozmowa ze&nbspZbigniewem Grycanem

W minionym systemie lody rzemieślnicze były produkowane na bieżąco i sprzedawanego jeszcze tego samego dnia. O ich smaku decydowała dostępność sezonowych owoców – opowiada Zbigniew Grycan, twórca i właściciel marki Grycan – Lody od Pokoleń, w rozmowie z Wojciechem Szelągiem, gospodarzem programu Gabinet Spożywczy i Michałem Siwkiem, Dyrektorem Departamentu International Food & Agri Hub BNP PARIBAS.

Firma Grycan działa na polskim rynku już od 60 lat, choć tradycja związana z tym nazwiskiem sięga w historii zdecydowanie dalej. W tym czasie znacznie zmienił się sposób produkcji lodów, jak też cały rynek. 

Panie Prezesie, gratulujemy jubileuszu 60 lat, jaki w naszej szerokości geograficznej, jeśli chodzi o biznes, jest rzadkością. Jakie lody jedli Polacy ponad pół wieku temu?

W 1960 roku lody były produktem sezonowym. Sezon zaczynał się w maju, kończył we wrześniu.

Na rynku dostępne były głównie tzw. lody rzemieślnicze, choć pojawiały się także produkty takie jak Śnieżka czy Calypso, produkowane przez mleczarnie, zakłady państwowe. Jednak lody rzemieślnicze na bazie mleka i jajek, stanowiły znaczną większość.

Kiedy lody stały się produktem całorocznym?

Mniej więcej w latach 90., kiedy zaczęto przywozić lody z Zachodu. Następnie na rynek polski weszły firmy zachodnie, a także powstało kilka rodzimych przedsiębiorstw, które zaczęły produkować tzw. lody przemysłowe. To była zupełnie nowa produkcja.

Dalsza część rozmowy pod materiałem wideo

Z czasów dzieciństwa pamiętamy właśnie lody rzemieślnicze, które wydają się nam niezwykle dobre. Myśli Pan, że rzeczywiście były wyjątkowe czy też, ponieważ dotyczy to naszego dzieciństwa, dodajemy im smaku?

Należy pamiętać, że lody rzemieślnicze w owym czasie były produkowane na bieżąco, a więc z maszyny wychodziły świeże lody. Nie sprzedawało się ich na następny dzień, bazowały na naturalnych składnikach, czyli mleku, jajkach, cukrze i owocach. Dlatego też asortyment ograniczał się do 3-5 smaków. Zwłaszcza w Polsce, gdzie nie mieliśmy dostępności do innych surowców. 

Jak trudno było prowadzić biznes w poprzednim systemie?

Mieliśmy wtedy rynek producenta, a nie klienta. Sprzedawało się to, co się wyprodukowało. Był problem ze zdobyciem podstawowych surowców. W moim pierwszym zakładzie panie przychodziły z bańkami świeżego mleka na plecach, a gdy przychodził sezon na dany owoc – wykorzystywaliśmy go do produkcji.

Co działo się, gdy brakowało potrzebnych składników?

Używało się również mleka w proszku, ale żeby je zdobyć to trzeba było mieć znajomości w aptece, bo to właśnie tam sprzedawano półkilowe opakowania.

Skoro mówimy o jubileuszu 60-lecia to powiedzmy, że tradycja związana z nazwiskiem Grycan jest znacznie dłuższa. 

To nie przypadek, że zająłem się właśnie tą branżą. Ponad 100 lat temu mój dziadek zaczął produkować lody, robił to także mój ojciec, a teraz robię to ja, razem z moją rodziną. W firmę zaangażowane są moje córki, przy czym jedna z nich, Małgorzata, ściśle z nami współpracuje. To już kolejne pokolenie, które podtrzymuje rodzinną tradycję.

Dziękujemy za rozmowę.

 

Reklama