Uparcie trwająca pandemia jedynie pogłębiła problemy, z którymi boryka się handel zarówno hurtowy, jak i detaliczny już od wielu lat. Jednym z najistotniejszych jest wciąż utrzymujący się, a nawet rosnący, brak rąk do pracy na podstawowych stanowiskach: sprzedawców, kasjerów, magazynierów.
O ile jednak wcześniej pozyskanie pracowników było relatywnie łatwiejsze i wymagało jedynie stosunkowo niewielkiej poprawy warunków pracy i płacy, to obecnie w sytuacji rosnącej inflacji i wyraźnego podnoszenia przez rząd płacy minimalnej oczekiwania płacowe potencjalnych pracowników stają się coraz bardziej wygórowane. I częstokroć przekraczają możliwości finansowe prowadzących sklepy detaliczne przedsiębiorców.
W przypadku sieci handlowych presja płacowa, z jaką ma do czynienia handel, nie jest w stanie zagrozić trwałości biznesu. Dzięki skali swojej działalności firmy i sieci mogą tak kształtować koszty funkcjonowania i pozyskania towaru, iż wzrost płac staje się w istotnym stopniu możliwy do przyjęcia poprzez obniżenie innych kosztów działalności. Tym bardziej, iż wzrost ten wydaje się przedsiębiorcom często uzasadniony narastającymi procesami inflacyjnymi.
Czy w handlu zarabia się mało?
A tak na marginesie: w efekcie opisanych tu w ogromnym skrócie procesów gospodarczych płace na podstawowych, nie wymagających specjalnego wykształcenia stanowiskach w handlu i nie tylko, stają się znacząco wyższe niż w wielu zawodach, głównie ze sfery budżetowej, gdzie dobre wykształcenie i umiejętności są warunkiem ich wykonywania. Trudno więc dziwić się nauczycielom, czy niektórym pracownikom ochrony zdrowia, którzy czują się mocno sfrustrowani zarabiając dwa razy mniej niż kasjerka w Biedronce.
Prawdopodobnie konsekwencje takiego stanu rzeczy odczujemy już za kilka lat, gdy w Polsce zacznie brakować naprawdę dobrze wykształconych specjalistów. Ale za tę sytuację odpowiadają nie sami zainteresowani, czy tym bardziej firmy handlowe, ale kolejne rządy z obecnym na czele, które wiele mówiąc o kształceniu i ochronie zdrowia nie są w stanie zapewnić tych sferach godziwych płac. Tu już jednak zupełnie innych problem – wróćmy więc raczej do problemów handlu....
Największe zagrożenie wśród mniejszych przedsiębiorców
Gorzej sytuacja wygląda w przypadku firm zarządzających pojedynczymi lub niewielką liczbą sklepów. Tu bowiem możliwości manewru wydają się o wiele skromniejsze, zaś w większości przypadków, ze względu na lokalizacje takich placówek tzw. proste recepty są nieskuteczne.
Pewnych kosztów nie da się ograniczyć ani przesunąć, zaś cen podnosić w sposób nieograniczony. Tym bardziej, iż placówki takie położone są zazwyczaj na terenie mniejszych miejscowości lub we wsiach, gdzie detalista musi uwzględniać w swoim rachunku ekonomicznym możliwości nabywcze swoich klientów. A te są skromniejsze niż w dużych miejscowościach, czy wielkich aglomeracjach. W efekcie byt wielu placówek handlowych głównie o charakterze tradycyjnym jest coraz bardziej zagrożony.