O wizji rolnictwa regeneratywnego w jednej z największych firm w segmencie produktów spożywczych w środkowowschodniej Europie, opowiada Krzysztof Pawiński, prezes zarządu Grupy Maspex w rozmowie z Michałem Siwkiem, Head of Decarbonization & Biodiversity Product w BNP Paribas Bank Polska i Tomaszem Pańczykiem, redaktorem naczelnym miesięcznika Hurt & Detal.
Według raportu McKinsey praktyki związane z użytkowaniem gruntów są jednym z 4. kluczowych naturalnych rozwiązań dla usuwania CO2 z atmosfery. Jedną z tych metod jest rolnictwo regeneratywne. Komisja Europejska szacuje, że stosowanie praktyk z jego zakresu może zredukować emisje gazów cieplarnianych z sektora produkcji rolnej w Europie nawet o 40% do 2050 r. W rezultacie dla firm spożywczych emisje na poziomie producentów rolnych, dostawców surowca, będą z jednej strony stanowić 80-90% ich emisji, licząc w trzech zakresach, z drugiej, np. poprzez praktyki rolnictwa regeneratywnego, jest to obszar do ich znaczących redukcji. Jak Pan postrzega koncepcję rolnictwa regeneratywnego?
Krzysztof Pawiński, prezes zarządu Grupy Maspex: Rolnictwo regeneratywne na pewno jest bardzo modnym określeniem, natomiast użyłbym pojęcia, że nasze rolnictwo powinno być racjonalne w miejsce koniunkturalnego. Gdyby było one racjonalne, to regeneracja byłaby naturalna i wysoka.
Do czego sprowadza się regeneracja gleb? Rozpoczęliśmy przygodę z rolnictwem nowożytnym w średniowieczu od trójpolówki, która była rewolucją agrarną, później doszliśmy do pięciopolówki w wieku dziewiętnastym, która była czymś, co zmieniło oblicze rolnictwa i wyzwoliło wielki bum demograficzny. Później, w zachwycie nad rolnictwem przemysłowym, odeszliśmy od tego modelu w kierunku monokultury. Dla mnie regeneratywny model rolnictwa jest powrotem do racjonalnego, pięciozmianowego gospodarowania ziemią. Jest to piękne hasło, natomiast, żeby dało ono efekt, potrzebny jest do tego manual.
Upatruję nadziei w racjonalności i rolnictwie precyzyjnym. To umożliwi nam transformację nawet przy pewnych kompromisach – czyli tam, gdzie te monokultury będą nadal występowały.
O jakich konkretnie działaniach mówimy?
Kluczowym elementem, aby przejście na model racjonalny się udało, jest rolnictwo precyzyjne, zastosowanie najnowszej technologii dla ograniczenia liczby operacji w polu, a także zredukowanie ilości pestycydów i nawozów. To da się zrobić.
Do tego należy dodać elementy właściwego płodozmianu, które sprawiają, że żywotność niechcianych roślin jest niższa niż w monokulturach. To redukuje pestycydy, a ich precyzyjne stosowanie w oparciu o prawdziwe AI i fizyczny pomiar parametrów gleby, da następne efekty. Odejście od cyklu orka, zasiew, nawożenie, opylanie, zbiór - czyli pięciu operacji na polu, w kierunku: nie orzemy, ale siejemy punktowo i zasilamy w jednej operacji, w jakiejś części opylamy, a później zbieramy - czyli zredukowanie tych operacji z pięciu do trzech - to jest nieprzeciętny potencjał oszczędności w kosztach oraz zwiększenia jakości tego plonu poprzez ograniczenie ilości pestycydów i nawozów.
To jest właśnie niewyjaławianie gleby, tylko właściwe z niej korzystanie. Do tego trzeba przełomu technologicznego, który w mojej ocenie dzieje się na naszych oczach. Tak jak kiedyś epoka kamienia łupanego nie skończyła się dlatego, że skończył się kamień, a żelazo nie wypchnęło brązu tylko dlatego, że było dotowane, tak teraz musi się dokonać podobna rewolucja w obszarze nowych technologii i ich umocowania w rolnictwie. Rolnictwo nie jest dedykowanym odbiorcą jeżeli chodzi o tworzenie innowacji. One wymagają gigantycznych nakładów na badania i rozwój. Takie obszary, jak obrona czy technologie cywilne, rozwiążą to i sfinansują, ale to rolnictwo, które obejmie 40% powierzchni Ziemi, da piękne pole wdrożenia tych technologii i uczynienia ich dostępnymi, i tanimi.
Przejście na fizyczne zwalczanie niechcianych roślin jest tuż przed nami. Nasze pola wypełnią automatyczne roboty, które będą radziły sobie z roślinami, które nie są preferowane w danym momencie i które będą identyfikowane w czasie rzeczywistym przez rozpoznawanie obrazu. To wszystko jest tuż, tuż. Wierzę w rolnictwo przyszłości, które jest zautomatyzowane, wypełnione komponentem najnowocześniejszych technologii, a nie konserwowane z punktu widzenia struktury własności, struktury wielkości gospodarstw i przypisania do konkretnych monokultur. Mam swój background, pochodzę z gospodarstwa rodzinnego, pracowałem w polu, wiem, jak to jest, jaka to jest praca i nikomu nie życzę, żeby wykonywać ją metodami, które słusznie minęły. Ale jesteśmy dopiero na początku tej zmiany.
Szczególnie, jeżeli nałożymy na to jeszcze zmiany klimatyczne…
Tak, po części jest to też kwestią bardzo fundamentalnych tematów, jakimi są zmiany klimatyczne. W rezultacie naszymi działaniami możemy rozregulować system gdzie indziej. A niewiele trzeba, żeby ta enklawa, ta wyspa dobrobytu jaką tworzy Europa, zdezaktualizowała się, czy straciła swoje przewagi. Jesteśmy na dobrej drodze, żeby zatrzymać bogacenie się Europy.
Uważam, że transformacja energetyczna w obecnym wydaniu, jak ją przeprowadzamy, idzie w złym kierunku. Uważam, że polityka imigracyjna, która jest efektem wielu innych czynników, idzie w złym kierunku. Jeśli na tych dwóch polach w Polsce popełnimy mniej błędów, to mamy szansę na przewartościowanie naszej pozycji w łańcuchu tworzenia wartości w Europie. Ale jeśli Europa jako cała popełni błędy, to wygląda na to, że tracimy przewagę konkurencyjną w stosunku do Ameryki czy Azji. Możemy zapłacić stagnacją i tym, że przestaniemy się, jako kontynent, bogacić.
Przeczytaj pozostałą część rozmowy z prezesem Maspeksu: Zrównoważona transformacja – koncepcja, regulacje, etyka.
foto: KRzysztof Pawiński, prezes zarządu Grupy Maspex (mat. prasowe)