Sprzedawali mięso na targowisku. Teraz odpowiedzą za śmiertelne zatrucie

Sprzedawali mięso na targowisku. Teraz odpowiedzą za śmiertelne zatrucie

Śmiertelne zatrucie skutek zjedzenia galarety, którą pewne małżeństwo sprzedawało na targowisku z bagażnika. Sprawa, o której mówi obecnie cała Polska, powinna skłaniać do refleksji dotyczącej pochodzenia kupowanych produktów. 

Mowa o wydarzeniu z targowiska w Nowej Dębie, gdzie małżeństwo z oddalonego o około 40 km Mielca sprzedawało wprost z bagażnika samochodu domowe wyroby mięsne. Trzy osoby trafiły do szpitala po spożyciu zakupionych od małżeństwa wyrobów. Jedna z nich zmarła w sobotę 17 lutego. 

Tego samego dnia Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wystosowało alert do odbiorców części województwa podkarpackiego o treści: "Uwaga! Nie jedz mięsa z targowiska w Nowej Dębie (powiat tarnobrzeski). Wysokie ryzyko zatrucia zagrażającego zyciu. Jeżeli masz objawy zatrucia - dzwon na 112".

Na skutek zatrucia spowodowanego zjedzeniem zakupionej od małżeństwa galarety wieprzowej zmarł 54-letni obywatel Ukrainy. Do szpitala trafiły także dwie kobiety. Jedna z nich miała już opuścić oddział. 

Policja, po otrzymaniu informacji o śmierci 54-latka, zatrzymała małżeństwo spod Mielca. Obecnie śledczy zajmują się gromadzeniem materiałów dowodowych. Jak donosi portal Nowy Targ Nasze Miasto, zabezpieczono już wyroby wędliniarskie pochodzące z tego samego źródła. 


foto: stockadobe(ihorbondarenko/Oleksandr)

Reklama