Paweł Broniarek: Większość musztard w Polsce produkowana jest z naszej gorczycy

Paweł Broniarek: Większość musztard w Polsce produkowana jest z naszej gorczycy

"Świadomość klienta nie jest aż tak szeroka, ponieważ on nie docieka, kto jest dostawcą. A faktem jest, że większość musztard produkowanych w Polsce pochodzi z gorczycy, która jest przetwarzana w naszym zakładzie" – mówi Paweł Broniarek, członek zarządu w Bromex, wiceprezes w Vega Dry. Bromex, jako dostawca nasion przyprawowych oraz ziół, jest kluczowym elementem w łańcuchu dostaw do producentów, których finalne towary konsumenci widzą na półkach sklepowych. 

Z Pawłem Broniarkiem, członkiem zarządu w Bromex i wiceprezesem w Vega Dry, rozmawiamy o początkach firmy i związanych z działalnością wyzwaniach, a także aktualnej sytuacji na rynku i dalszych planach.


Paweł Pańczyk, szef portalu wiadomoscispozywcze.pl: Bromex, czyli firma, w której jest Pan członkiem zarządu, zajmuje się produkcją nasion przyprawowych oraz ziół. Po przetworzeniu w Państwa zakładzie są one wykorzystywane na pierwszym etapie produkcji artykułów spożywczych, które spotykamy później na półkach sklepowych. Jakie produkty wchodzą w skład Państwa portfolio? Które z nich są dla firmy kluczowe?

Paweł Broniarek, członek zarządu w Bromex, wiceprezes w Vega Dry: Nasze produkty rzeczywiście znajdują się na półkach sklepowych, choć większość ludzi nie ma tego świadomości. Widzą oni brand liderów, którzy wykonują ciężką pracę, żeby być widoczni na półce sklepowej. My natomiast jesteśmy kluczowym elementem w łańcuchu dostaw właśnie do tych producentów.

Ciekawostką, którą zawsze opowiadam jest to, że większość musztard produkowanych w Polsce pochodzi z gorczycy, która jest przetwarzana w naszym zakładzie, tak samo jak i większość mieszanek przyprawowych. Świadomość klienta nie jest aż tak szeroka, ponieważ on nie docieka, kto jest dostawcą. Widzi natomiast zawsze finalny brand.

Naszymi kluczowymi produktami są nasiona przyprawowe oraz zioła. Po 23 latach mamy ich około 90. Przypuszczam, że mogłoby być ich nawet tysiąc, natomiast domeną naszej działalności jest to, aby robić coś dobrze, a nie iść na ilość i właśnie na tym wciąż się skupiamy. W początkowych latach naszymi głównymi produktami były gorczyca, kminek oraz kolendra. W dalszym ciągu stanowią one największy wolumen w naszej firmie, natomiast z roku na rok dokładamy nowe produkty. Pochodzą one głównie z rynku europejskiego i na tym chcemy bazować – chcemy ten rynek rozwijać.

Bromex to jedna z dwóch działalności, którymi Pan zarządza. Jak wyglądały początki spółki Vega Dry?

W 2013 roku w naszej firmie powstała idea nawiązania współpracy z rodziną, która ma suszarnię i 20-letnie doświadczenie w suszarnictwie. Wspólnie założyliśmy spółkę Vega Dry przy udziale środków unijnych. Nie ukrywam, że było to dla nas wyzwanie, ponieważ inwestycja jak na ówczesne czasy była bardzo duża. Na szczęście udało się.

Minęło już prawie 10 lat, a my nadal rozbudowujemy i inwestujemy w rozwój polskich ziół. Najbardziej cieszy mnie, że możemy promować polskie zioła i polskie rolnictwo. Na tym też zależy mi najbardziej – aby móc pokazywać polskie zioła na światowych rynkach, ponieważ mają one naprawdę niesamowite walory.

Początki Bromexu sięgają lat 90. poprzedniego stulecia. Jak wyglądały początki tej działalności? Jakie były największe wyzwania wtedy i jak różnią się one od tych, które są obecnie?

O historii naszej firmy można by nakręcić krótki film. W takich momentach powraca sentyment. Podobnych historii jest pewnie w Polsce i na świecie dużo – jak zaczyna się od niczego i robi się wszystko samemu. Później dochodzą kolejne osoby, bo wiadomo, że ludzie są kluczowym elementem w rozwoju każdej firmy.

Pamiętam pierwszą transakcję i pierwszy import z Czech, gdzie pojechałem sam Skodą Favorit kontrolować jakość zakupionego surowca. Jednak historia Bromexu sięga jeszcze wcześniej. Zaczęło się od tego, że poznałem moją żonę w Niemczech. Jako studenci pracowaliśmy w rolnictwie. Później z bratem żony, Markiem Wolniakowskim, zaczęliśmy jakieś aktywności biznesowe i od tego się zaczęło.

Pierwsze zarobione ciężko pieniądze zainwestowaliśmy w zakup gorczycy. Pojechaliśmy razem do Czech szukać tego surowca. Gorczyca, podobnie jak rzepak, kwitnie na żółto. Zobaczyliśmy fajne pole, trafiliśmy do rolnika, do producenta i kupiliśmy towar. Zakup też był wtedy obarczony wielkim stresem. Mieliśmy wówczas jeszcze kontrole graniczne i kontrole sanepidu na granicy – samochody czekały po 2-4 dni. Ja czekałem wtedy z tym samochodem, bo bałem się co będzie. Tak więc historia jest naprawdę dosyć ciekawa.

Jeśli natomiast chodzi o wyzwania – one zawsze były, są i będą. Natomiast są one inne. Dzisiejszy rozwój technologii zdecydowanie pomaga w szukaniu dostawców czy odbiorców. W Internecie mamy bazy danych, które są dostępne dla każdego. Natomiast w ówczesnych czasach było dużo trudniej. Sam jednak zawsze śmieję się, że jak jest trudniej, to jest łatwiej, a w naszej branży rzeczywiście tak jest, że im czasy są trudniejsze, tym są dla nas lepsze. Są to być może takie anomalie, ale z reguły to się sprawdza. Wracając jednak do wyzwań – wydaje mi się, że w branży wszyscy mamy te same problemy. Szczególnie ostatnie 3 lata pokazały, że jedyne co jest pewne to jest zmiana. Tylko nikt nie wie, w którą stronę ta zmiana pójdzie. Dlatego trzeba być przygotowanym na wszystko.

Na pewno dużo łatwiej zrobiło się w momencie, w którym Unia Europejska otworzyła granicę, natomiast trudności pojawiają, gdy ta sama Unia Europejska zaostrza wymagania co do jakości surowców. Działy jakości firm, z którymi współpracujemy, mają tego świadomość, natomiast czytelnicy także muszą wiedzieć, że surowce, które są używane przez naszych klientów są bezpieczne pod kątem zawartości pestycydów i innych związków chemicznych, a także pod względem mikrobiologicznym.

Nasza firma zawsze podąża za wymaganiami rynku. W 2017 czy 2018 roku wydawaliśmy około 20 000 zł na badania. Przez kolejne lata ta kwota rosła, natomiast w samym zeszłym roku wydaliśmy na ten cel ponad milion złotych. Pokazuje to jaka jest to skala. To się już nie zmieni – będzie tylko trudniej dla nas, ale bezpieczniej dla klienta. Unia Europejska sukcesywnie zaostrza wymagania.

Rynek rolny składał się kiedyś z wielu małych gospodarstw, teraz to się odwróciło – mówimy raczej o dużych podmiotach, które w wielu przypadkach technologicznie wygrywały z mniejszymi konkurentami. Jakie zauważa Pan perspektywy rozwoju na tym rynku, także pod kątem technologii? Jakie są Państwa doświadczenia i plany związane z wykorzystaniem nowoczesnych technologii w rolnictwie? Jak to wpłynie na ofertę firmy?

Widzę tutaj ogromne zagrożenie – chociażby dla producentów ziół. Niestabilność i nieprzewidywalność rynku, szczególnie w ostatnich latach, pokazała, że rolnikowi jest bardzo łatwo zmienić uprawy.

Dzisiejsi rolnicy to nie są tacy farmerzy, jacy byli 15 czy nawet 10 lat temu. Dzisiaj wchodzi nowe pokolenie rolników, które jest otwarte, posiada wiedzę i chęci do prowadzenia biznesu. Współczesnych rolników postrzegam jako biznesmenów, jako ludzi, którzy swoje gospodarstwa traktują jak małe przedsiębiorstwa.

O zagrożeniach mówię natomiast dlatego, że rynek bardzo się zdywersyfikował dwa lata temu przy szaleńczych cenach zbóż. Dla rolnika kwestia przestawienia produkcji to jest jeden sezon – on może wprowadzić zabiegi przygotowania gleby pod zasiew i sam wybrać, co mu się będzie bardziej opłacało. Przy cenach rzepaku sięgających 4 tys. zł czy cenach pszenicy powyżej 2 tys. zł ekonomia jest bardzo prosta – nikt nie chce uprawiać ziół.

Co więcej, Unia Europejska sukcesywnie eliminuje środki ochrony roślin. W rezultacie rolnik dzisiaj nie jest w stanie kilkudziesięciu hektarów uprawiać mechanicznie. Kiedyś rolnicy tworzyli małe gospodarstwa, w których żyło kilka pokoleń. Wszyscy dostawali bardzo proste narzędzie, np. haczkę i manualnie usuwali zanieczyszczenia, chwasty. Natomiast dzisiaj to się diametralnie zmieniło, ponieważ młodzież zdecydowanie wybiera inne kierunki niż praca fizyczna, a więc też praca na roli. Wszyscy chcą się kształcić w zakresie managementu czy informatyki, a trendy, które dzisiaj obowiązują też trafiają na wieś. Tutaj upatruje zatem bardzo dużego zagrożenia. To jest coś, z czym będziemy się nadal borykać.

Jak działania wojenne w Ukrainie wpłynęły na polski rynek? Oczywiście mówimy tutaj między innymi o wahaniach cen… Czy odczuliście Państwo bezpośredni wpływ wojny w Ukrainie na Wasz biznes?

Wzrost cen energii diametralnie wpłynął na koszty wytworzenia. Jedna nasza suszarnia opalana jest miałem, natomiast druga – gazem. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, jakie były wzrosty cen – a mówimy nie o kilkudziesięcioprocentowych podwyżkach, tylko o kilkusetnych. Nie ukrywam, że gdzieś też zaczęło brakować w pewnym momencie pomocy siły roboczej z Ukrainy, także tych czynników jest mnóstwo.

Spójrzmy teraz trochę z drugiej strony, czyli od strony Waszych klientów – producentów, przetwórców. Jak Pana zdaniem zmienił się proces decyzji zakupowych z ich strony? Jak to wyglądało kiedyś, a jak to wygląda dziś?

Zmiana jest diametralna. Wszyscy – ja jako dostawca, ale także nasi odbiorcy – byliśmy przyzwyczajeni do stabilności, do tego, że jeżeli będą wahania, to będą to minimalne odchyłki od założonych budżetów. Natomiast najpierw pandemia, a następnie wojna i konflikt w Ukrainie spowodowały, że wszyscy zobaczyli strach w oczach, ponieważ tym, co jest najważniejsze jest nieprzerwalność łańcucha dostaw. Dla naszej firmy najważniejszy zawsze był i jest klient. Być może to, że jesteśmy tu, gdzie jesteśmy zawdzięczamy właśnie również temu, że klienci poznali się na nas. Tak samo jak w życiu mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie tak i dobrych dostawców poznaje się w trudnych sytuacjach. Ta zmiana spowodowała, że dzisiaj klienci troszkę inaczej patrzą na rynek zakupów. Przyszła wojna i każdy był wystraszony – nie wiedział co będzie.

Dzisiaj to wygląda trochę inaczej. Każdy patrzy bezpieczniej – zmieniły się systemy kontraktacji i umów długoterminowych, ponieważ nikt nie jest w stanie przewidzieć jaki będzie rynek i jak się będzie kształtował. Klient jest teraz bardziej ostrożny i dlatego też troszkę zmienił się nasz biznes. Natomiast nadal mamy z tyłu głowy, że musimy dbać o łańcuchy dostaw.

Jak firma Bromex jest pozycjonowana na rynku w tym momencie? Jak wygląda świadomość marki?

Nigdy nie było to dla mnie istotne i nigdy nie myślałem o tym, żeby budować świadomie marki. Gdzieś w podświadomości zawsze najważniejsze było dla mnie, aby Bromex był postrzegany jako firma rzetelna, lojalna i taka, na której można zawsze polegać i to jest nasz główny cel działalności.

Natomiast w ostatnim czasie do naszego zespołu dołączył człowiek, który pokazał mi, co to znaczy marketing oraz budowanie marki. Nasza rozmowa jest właściwie pierwszym krokiem, aby tę markę budować. Wydaje mi się, że 23 lata ciężkiej wspólnej pracy dobrze byłoby pokazać większemu gronu odbiorców – pokazać kim jesteśmy.

Jako prezes firmy o tak długim stażu na rynku, jaką rolę przypisuje Pan pracownikom, jeśli chodzi o obecny jej kształt?

Pracownicy są najważniejsi. To oni są tak naprawdę fundamentem naszej firmy i bez nich nie byłoby mnie tutaj. Będę o tym mówił ze szczególnie dużym sentymentem, ponieważ nadal na pokładzie naszego statku są osoby, z którymi zaczynałem tę przygodę i to jest bardzo fajne. Jesteśmy firmą rodzinną i taką atmosferę chcemy mieć w pracy. To jest bardzo ważne.

Wiadomo, że każda firma pracuje dla zysku, zwiększenia przychodów, natomiast ja bym nigdy nie mógł sobie na to pozwolić, żeby to odbyło się kosztem ludzi. Zawsze najważniejsze były dla mnie dobra atmosfera i szacunek dla człowieka i wydaje mi się, że ludzie to doceniają. Jak patrzę na rotację, to nie jest ona duża. Wiadomo, że w każdej firmie są stanowiska, gdzie można zauważyć cykliczne rotacje, natomiast my możemy poszczycić się nawet kilkunastoletnimi współpracami z ludźmi. To jest najlepszy dowód na to, że jesteśmy fajni. Po prostu jesteśmy fajni i o to dbamy. To jest coś, co chcemy nadal pielęgnować.


foto: 

Reklama